środa, 9 lutego 2011

THEMA 11 / FAZED (26.07.2004 Hradec Kralove)

Po trzech dniach totalnego szaleństwa na Fluff fescie wracając do polandu wstąpiłem po drodze do „rodzinnego" miasta  Themy 11 na wspaniały koncercik. Info na jego temat „zdobyłem" w ostatnich godzinach niedzielnej libacji od  jednego z grajków, o czym rzecz jasna szybko zapomniałem ;) Całe szczęście, że zapisał mi je na ręku. Tak, więc obudziwszy się rankiem w poniedziałek z dość potężnym bólem głowy ;) chcąc nie chcąc zauważyłem na swoim ręku kilka magicznych słów (mianowicie były to: INTERSPAR, Tesla,, HK, T11+ Fazed) i zacząłem się zastanawiać co oznaczają hyhy. Po jakimś czasie w końcu doszedłem, że THEMA 11 razem z FAZED gra dzisiaj  w Hradec Kralove. No i zajebiście się ucieszyłem, bo po pierwsze: szukałem jakiegoś fajnego gigu w czechach po drodze do polski dwa: że zobaczę na żywo Fazed - niemiecki zespół, który mnie nawet zainteresował muzycznie z mp3, po trzecie: że zobaczę rozpierdalaczy czyli Thema Eleven po raz kolejny na żywo! I opłacało się na prawdę! Tak, więc ruszyłem twardo stopikiem z Plzeń przez Pragę do HK. W miasteczku byłem około 17-ej, więc miałem jakoś ponad godzinkę na znalezienie miejscówki.  Z tym szukaniem były niezłe jaja, troszkę się pokręciłem po mieście, aż w koncu jakoś trafilem pod Interspar. Okazało sie, że jest to jakiś duży hipermarket czy cóś, a na przeciwko niego stoi duży nie do końca opuszczony budynek fabryczny „Tesla". Chociaż cały czas spodziewałem się pubu to jednak coś mi podpowiadało, że gig odbędzie się właśnie tam. I faktycznie odbył się TAM - dokładnie na trzecim(!) piętrze dużego budynku postfabrycznego, produkującego prawdopodobnie niegdyś sprzęt elektroniczny. Tak, więc wjeżdżamy z jednym z mieszkańców towarową windą na III piętro z zawrotną ;) szybkością (bez kitu I piętro na 3-4 minuty;)  . Otwieramy drzwi i oczom nie wierzę! Perwsze co się rzuca w oczy to długi hol oświetlony światełkami, na końcu którego znajduje się scena. Dookoła holu po obu stronach mnóstwo pokoików, w których mieszkaj-- ludzie. Kuchnia, kible, łazienki, bieżąca woda prąd wszystko jest! Jak się później okazało wszystko jest tylko za pieniądze. Nie jest to bowiem squat, tylko coś w rodzaju „hotelu" za który mieszkańcy płacą, jak to ładnie określił jeden z nich, szefowi, coś w rodzaju ichniejszego „młodzieżowego domu kultury" , w którym „próbują" prawie wszystkie kapele grające w HK. No ale nie o tym miało być. Tak, więc koncert zaczynają grajki z T11  około 20-ej (a może i później). Swoją drogą to bardzo rzadka rzecz zobaczyć taaaki zespól w roli supportu (hehe). Pierwsza połowa występu to materiał z najnowszej płyty „Choose your beast" zagrana jak zwykle w rozpierdalający (przynajmniej mnie) sposób, mnóstwo energii na scenie, brzmienie dosłownie z-a-b-i-j-a, mroczny ciężar „spływający" z głośników  wgniata w ziemię konkretnie! Chwila spokojnego, kołyszącego emo aby zaraz rozpierdolić ciężarem powodującym „ciarki na plecach". I ten depresyjny, smutny, rozwrzeszczany czasem wokal wywołujący to samo uczucie! Perkusista wymiatający takie rzeczy, że słów brakuje i całość okraszona mrocznym dźwiękiem wychodzącym z trzech(!) gitar, wspieranych dość potężnym basem! Jak dla mnie R-E-W-E-L-A-C-J-A!!!, po porstu R-E-W-E-L-A-C-J-A!!!, ale to była dopiero połowa koncertu, bo to co zaprezentowali chłopaki w drugiej  połowie po prostu rozjebało mnie na wszystkie strony świata. Kto widział na fluffie ich bis wie o czym mówię. Tak więc po tym przepięknym solidnym deperesyjnym emo ni stąd ni zowąd na scenę  wchodzi jakiś koleś i rozstawia swoją drugą perkusję. No i teraz się dopiero zaczęło! Totalnie popierdolony scream noise power violence crust na dwie(!) perkusje bas i trzy (a czasem i cztery;) gitary. Chłopaki wyglądają jak w amoku biegają po scenie przewracają się na siebie rzucają gitarami wokalista dusi się kablem od mikrofonu. Po prostu totalny szał szał i jescze raz szał. Marek-gitarzysta oddaje swoją gitarę komuś z publiki co chwilę podpina swoją drugą gitarę, pozrywane struny, drugi gitarmen tworzy niesamowity noise przez granie gitarą(!) na podłodze czy perkusji, wokalista-mikrofonem, co chwila ktoś rzuca gitarą w stronę perkusisty, ten biedny, ucieka próbuje wstać zza niej nie przestawając grać. Aż wszystko w końcu kończy się po kilkudziesięciu minutach totalnym noisem sprzęaniem gitar i nieoczekiwaną metalową(?) solówką, zagraną przez jednego gościa z publiki. Wreszcie po kilku minutach Koniec-cisza spokój i ten nieustający pisk w uszach. Chociaż nie jestem zwolennikiem rzucania gitarami i tego typu akcjami to był to zdecydowanie najlepszy koncert Thema Eleven jaki widziałem na żywo! Mistrzostwo! Uff!
Chwila przerwy i na scenie instaluje się załoga z Niemiec. Wewnętrzne kłopoty z samym sobą czyli w ichniejszym języku Fazed. Bardzo sympatyczna ekipa od razu ich polubiłem, zresztą wydaje mi się, że działało to w obydwie strony. Bardzo miłym akcentem było przygotowanie przez ich basistę przed koncertem jedzonka dla organizatorów (sam skosztowałem i przyznaję, że było mega-zajebiste! Zresztą po całym dniu podróży stopem i jedzeniu serków, pomazanek i itp.zajebiście było zjeść- coś w końcu  smacznego naprawdę smacznego;) No ale dość już tego! Tak, więc na scenie Fazed – zróżnicowany, bardzo smpatyczny emocjonalny crustcore na dwa żeńskie wokale. Słuchało się ich naprawdę sympatycznie. Dwie wokalistki raz przekrzykujące się nawzajem, innym razem melodyjnie śpiewające razem. Muzycznie strasznie zróżnicowana ekipa. Raz grająca melodyjną melanholię, a zaraz ostrego cruścika porywającego do zabawy. Prawdopodbnie wszystkie utwory w ich ojczystym języku, ale na szczęście zespół  postarał się o english translations i rozdawał je publice podczas koncertu. Generalnie rzecz biorąc sympatyczni ludzie grający sympatyczną muzykę- ;). No i koniec! Jeszcze tylko parę miłych chwil przy akompaniamencie dźwięków akustycznej gitary i  bębnów i pora spać, bo jutro rano trzeba wstać;)
!Mar!@n!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz